piątek, 28 listopada 2014

80 km czy 16x5 km? czyli II edycja TriCity Ultra 80

Tak na wstępie, jeśli nie możecie przebiec 10 km, bądź ten dystans jest dla was niewyobrażalnie długi to powiedzcie sobie, że zrobicie 2x5 km… pomaga ;-) Pomaga, chyba, że słyszycie od 30 km że za  5 km jest już upragniony GreenWay…i tak przez następne 15 km…wtedy zdania są podzielone ;-)

Druga edycja Tricity Ultra 80 miała odbyć się w listopadzie. Nazwana przez nas edycja zimową, zapowiadała się na naprawdę zimowo, ale aura nas oszczędziła, a wręcz rozpieściła. Rano wyszedłem z psem na spacer i uznałem, że biegnę w krótkich spodenkach, a na górę założę trzy warstwy. Jak pomyślałem tak zrobiłem, bluzę zdjąłem po 5 km bo było mi za ciepło i tak dotrwałem do Gdyni. Także pogodzie dziękujemy za pogodę.

22 listopada 7, rano to czas w którym spotkaliśmy się wszyscy pod Neptunem, żeby wyruszyć w trasę. Do walki z dystansem w pełnej gotowości czekali Marta, Waldek, Piotr, Bartosz, Jaromir, Krzysiek i ekipa TriCityUltra w pełnym składzie. 

Ruszyliśmy punktualnie. Pierwszy cel dobiec do początku żółtego szlaku czyli do żółtej kropki na ścianie budynku przy Dworcu PKS Gdańsk, dalej szlakiem przez forty, górę Gradową, osiedle Focha po drodze przecinając odcinek kolei Metropolitarnej, Matemblewo, a potem upragnione tereny Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. Po dosłownie jednym kilometrze zmieniliśmy kolor szlaku na zielony, ten, który w poprzednim biegu miał nam pomóc, bo inne mięśnie miały pracować podczas wchodzenia, a nas zdruzgotał. 

Ale to było ponad pół roku temu,  za nami już trochę biegów na dystansach ultra więc nastawienie było inne. Po Łemko dystans nie przerażał, górki teoretycznie mniejsze, błota troszkę mniej. I tak było, tylko zamiast błota były liście. Buty trailowe zostawiłem w domu ze względu na ostatni odcinek trasy - ponad 20 km po płaskim. Wiem już z doświadczenia, że po pokonaniu wcześniej 60 km biegnie głowa i fajnie jest jak jej nic nie przeszkadza, a na pewno nie odciski czy ból stopy, stąd decyzja. Wolałem przemęczyć się w lesie by później mieć ten komfort. Nie było łatwo szczególnie na zbiegach. Trzy spektakularne upadki wymusiły maksymalną koncentracje i respekt do liści;-) Bieg w lesie o tej porze roku nawet przy tak ponurej pogodzie smakuje równie dobrze jak filiżanka kawy  z kabanosem w towarzystwie 3/4 ekipy TriCity Ultra:-) Kabanos o smaku hiszpańskiej kiełbasy jest naprawdę dobry, musicie spróbować. Dla kubków smakowych jest to tak samo duży wysiłek jak pokonanie 60 km w lesie. Z mózgu idzie informacja:"uwaga jecie teraz kabanosa o smaku hiszpańskiej kiełbasy", a na drugie będzie "mintaj a'la łosoś". To nie jest normalne, gryziesz mintaja, a ma smakować jak łosoś. Ale usłyszałem, że nie jest tez normalne wstać w sobotę o 5 rano żeby dla przyjemności pobiec 80 km dookoła trójmiasta. 

No jakaś racja w tym jest, ale szybciej jestem w stanie wytłumaczyć "smak" lasu przez 45 km w sobotę rano niż smak mintaja, który po przyrządzeniu staje się łososiem:-D Co do kabanosów to się nie wypowiadam bo nie jestem ekspertem, tytuł eksperta ma Waldek znany Trójmiejski Triathlonista ;-) Ale wracając do biegu to było fajnie, przebiegliśmy ;-D Wiem, sytuacja wymaga powagi, 80 km wymaga powagi…Tylko jak tu być poważnym jak biegnąc w lesie 30 kilometr każdy rozmawia jakby był na spacerze z psem. Zmęczenie przychodzi około 40 km kiedy od 10 km słyszymy od Stasia, że za 5 km będzie Green Way, a robimy się już głodni. Zresztą jak chcecie mieć wszędzie blisko kupie sobie Fenixa2, zegarek Garmina - pokazuje, że do każdego miejsca jest 5 km, wystarczy sobie tylko pomnożyć tą odległość przez tyle ile trzeba żeby się zgadzało;-) u nas wyszło, że musimy razy trzy:-) Trasę w lesie zmieniliśmy, może inaczej dopracowaliśmy tak względem I edycji, żeby jak najmniej biec ulicami. I jak się okazało było to mistrzostwo świata. Z czerwonego szlaku wpadliśmy na żółty i dobiegliśmy do jego końca przy dworcu PKP w Gdyni Głównej.
Tam zrobiliśmy przystanek, poczekaliśmy na Kalinę, która po kontuzji po Łemkowynie nie mogła biegać, a dostała zielone światło od lekarza, ale krótko, wolno i po płaskim. Więc dołączyła się do nas, aby przebiec odcinek krótki, po płaskim na wolno do klifów. Po drodze fotka w pod Błyskawicą w chustach z Łemko, ze specjalnymi pozdrowieniami dla Organizatorów Łemko UltraTrail i dalej w trasę na ostatni odcinek tak zwaną ostatnią prostą, chyba najtrudniejszą prostą. Przed, zjedliśmy jeszcze obiad, uzupełniliśmy wszystko co potrzebne i szybko na klify bo zaczęło się robić ciemno. Klif gdyński wiedzieliśmy, że ominiemy bo jest naprawdę niebezpieczny. Stasiu zrobił rekonesans tydzień wcześniej i po Jego  10 minutowym monologu do słuchawki, gdzie powtórzyć na forum tylko można"….jest niebezpiecznie" uznaliśmy, że odpuszczamy. Zresztą odpuściliśmy też klif pomiędzy Redłowem i Sopotem, pobiegliśmy przez park od tyłu. Przeprowadziła nas Marta tajnymi ścieżkami;-) I dobrze, w nogach mieliśmy jakieś 50-60 km, zmęczenie mocno wpływa wtedy na koncentracje, pomimo czołówek, które każdy posiadał. Stasiu miał największą ;-) Można było odnieść wrażenie, że tir jedzie za nami. Swoją drogą Stasiu nie pomyślałeś, że mogłeś zaburzyć tym światłem ład statkom na redzie? Nie wiem jakbyś się czuł gdybyś widział, będąc na mostku jak latarnia morska przemieszcza się w tempie 6 min na km z Gdyni do Gdańska. Pewnie tak jak Tomek, który jak dostał słuchawki ode mnie zaczął na odcinku Sopot-Brzeźno tańczyć biegnąc w rytm Floydów;-) Po sprawnym ominięciu Klifów wbiegliśmy na odcinek, który zapewne dla wielu byłby sprawdzianem wytrwałości. Po tylu kilometrach w nogach zostaje jeszcze półmaraton do pokonania. Powoli zaczynają o sobie dawać znać jakieś niewyleczone kontuzje, czy nowo nabyte odciski, jednak to teraz głowa ma biec, nogi już zrobiły swoje. Biegnąc grupa rozciąga się nieco, ale co jakiś czas wszyscy czekamy na najwolniejszych.
Mnie dopada ból kolana, Stasiu ledwo biegnie będąc w stałym kontakcie ze sobą, powtarzając "!………..! dasz radę", Tomek tańczy, Waldka bolą stopy, a Marta prowadzi najmocniejszych. Wbiegając na prostą w stronę PGE trąbi na nas samochód, odruchowo odwracam się i nie reaguje, jeszcze raz się odwracam, patrzę i nie wierzę, moi Rodzice:-) Otwarta szyba i krótkie pytanie Mamy: "podwieźć was gdzieś" ;) grzecznie dziękuję, wymieniamy kilka zdań i lecimy dalej…Tomek pyta, co ta kobieta chciała? Mówię to moi rodzice…słyszę "poważnie? a to sorry ;-D" Dobiegliśmy na PGE, gdzie czekali najszybsi, krótka przerwa i polecieliśmy dalej przez Nowy Port, Marynarki do Trzech Krzyży tam nową Wałową koło Poczty Polskiej na Długie Pobrzeże do mety czyli Złotej Bramy. Tak, końcówka była szybka bo każdy już myślał o tym, żeby dobiec, ale nie przez kilometry tylko chyba, to już jest zapisane w głowie każdego na obojętnie jakim dystansie, że końcówkę biegnie się na pełnej;) Niektórzy naprawdę walczą:-)

Podsumowując cały bieg, to był to inny bieg niż ten sprzed pół roku i nie chodzi o trasę, która też uległa drobnym korektom. Po pierwsze zacna ekipa Trójmiejskich Ultrasów, która dodała dużo nowej jakości biegowi. Dziękuję Wam wszystkim, a Piotrowi pomimo odłączenia się od nas w Orłowie gratuluję! Trzeba mieć charakter żeby zejść z trasy w trakcie biegu. I mam nadzieję, że do zobaczenia . Bieg był też inny bo za mną już kilka dłuższych biegów na dystansach ultra. Przez to i głowa i organizm inaczej sobie z tym radzą, mogę zwiedzać na 60 km, a nie walczyć ze sobą ;-) W trakcie pisania tego tekstu pomyślałem, że 16x5 km ma pewien sens. Formuła biegu jest jasna. Mamy przebiec 80 km, jednak jak ktoś by chciał podzielić ten bieg sobie na krótsze odcinki, to na żadnym z nich nie powinien się nudzić, bo co 5 km jest coś ciekawego i myślę, że znajdzie coś dla siebie. I w lesie i na prostej wzdłuż morza, nie licząc odcinka od Trzech Krzyży gdzie pięć ostatnich kilometrów moglibyśmy biec naprawdę długo i tylko zwiedzać. Jeszcze raz wielkie dzięki dla wszystkich. III edycja będzie na pewno, w jakiej formule, zobaczymy. Do zobaczenia na trasie. Jak podzielicie na to na 5 km to 16 dni i jesteście tam skąd zaczynaliście, no 400 metrów dalej. Nam się udało w jeden dzień w 12h30 minut włącznie z obiadem.