wtorek, 17 czerwca 2014

Piątek 20stego ;-)

W ostatnim czasie nie robiłem nie wiadomo jakich dystansów, bo z tyłu głowy od dwóch/trzech tygodni mam piątek 20stego tego miesiąca, czyli nasz kolejny ultra z TRICITY ULTRA. Takie były plany i jak zawsze na planach się kończy. Tak było i tym razem. Wybiegając z zamiarem zrobienia 10 km robiłem 20 km, bo się zgubiłem, zamiast wybiec wieczorem, kiedy będzie chłodniej, wybiegałem w największe słońce. Na parkruna (tak Tomek, byłem tej soboty SAM na parkrunie; -) pojechałem tam pamiętając słowa Jarka "uważaj, żeby nic sobie nie zrobić tak jak ja" pobiegłem na tyle ile było mnie stać minionej soboty, czyli 5km w 21:01, bo po co spokojnie ;-) W niedzielę pobiegliśmy wspólnie z Jarkiem (Tomek ganiał z chłopakami po lasach mazurskich na Maratonie Mazury, a Dominik pojechał po kompot do Teściowej; -)) na lekkie wybieganie i tak się zagadaliśmy, że wbiegliśmy gdzieś w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym i... zgubiliśmy się. Zegarek wskazał 13,5 kilometra, brak zasięgu w komórce i niedostępność sygnału  gpsa, która spowodowała, że pomimo funkcji w zegarku "prowadź do punktu początkowego" nie mogliśmy z niej skorzystać.
Strachu nie było, bo to nie puszcza amazońska, ale perspektywa wybiegnięcia w Oliwie nie podobała nam się, bo skończyłoby się na 30-40 kilometrach, a tego nie chcieliśmy. Okazało się chwilę później, że zastanawiając się, staliśmy na węższym odcinku Doliny Radości. Usprawiedliwienia nie ma; -) Znaczy się, jest. Nie było naszego tropiciela, jedynego Indianina z plemienia Tarahumara Dominika. Ono odnalazłby szlak, a jeśli nie, szlak odnalazłby Dominika.   Skończyliśmy na półmaratonie z małym niedosytem, bo biegło się świetnie, pogoda, tematy i chęci były na kolejne 20 km. Sądzę, że tak by się to skończyło gdyby nie piątek 20stego:-)
Tomek skończył The Beatles, widziałem, że uwalnia już inne dźwięki w słuchawkach. Ja za to jestem po dziewiątym albumie The Rolling Stones i lecę dalej. Nie powiem, żebym się nie męczył przy pierwszych płytach i że są one godne polecenia, ale z perspektywy czasu muszę powiedzieć, że warto poznać coś, co pociągnęło miliony ludzi, co było totalnym wariactwem dźwięków. Taką płytą jest "Their Satanic Majesties Request", którą przy pierwszych taktach chciałem wyłączyć. Wybiegając z domu chciałem zdjąć słuchawki i słuchać je w tle jak radia podczas snu. Pomyślałem sobie, masakra, za jakie grzechy, ale ok. Nie ma złej muzyki tylko może nie ten dzień, nie ta chwila, dam radę, raptem to jakieś 44 minuty.  I tak do piątego utworu przeżywałem naprawdę ciężkie chwile. Pobiegłem nad nowy zbiornik retencyjny, chyba nazywa się Jasień. Znajduje się pomiędzy budowanymi stacjami Jasień, Kiełpinek Pomorskiej Kolei Metropolitarnej. Zbiornik w obwodzie ma około 1 km. Urokliwe miejsce, dla tych, którzy lubią biegać w kółko i idealne do treningu interwałowego. Ale wracając do piątego utworu, który spowodował u mnie irytację biegaczami, którzy kręcili się wokół zbiornika. Pomyślałem sobie ile można robić kółek? Ile? (niedawno sam zrobiłem tam 20) I tak "słusznie" zirytowany wbiegłem na wał którym ma niedługo podążać kolej. Wtedy, dokładnie w tym czasie, kiedy zacząłem zostawiać swój ślad w miejscu gdzie leżą już kamienie gotowe na przyjęcie ciężaru torów, zabrzmiał w słuchawkach utwór "She's a rainbow". Stało się coś dziwnego, poczułem się jak Keith Richards po zażyciu swojej dawki...riffów; -) Pomyślałem sobie, że fajnie byłoby gdyby ta płyta się nie skończyła, a  z drugiej strony w głowie cały czas była ta data 20 czerwca 2014 r., i rozsądek nakazywał zejście po tych 44 minutach z trasy.  Wysłuchałem płyty do końca, później już w domu na spokojnie wysłuchałem raz jeszcze, brzmiała inaczej i chyba jest to płyta z gatunku tych, które za każdym razem "wyglądają" inaczej, to fajne, inne, już niestety coraz rzadziej spotykane, a szkoda.

6 komentarzy:

  1. No to 20-stego bede trzymac kciuki. :)

    W 1966, Mick najprawdopodobniej ubieral sie juz u Barbary Hulanicki (sklep Biba). Tak mi sie skojarzylo z rainbow.
    A zwrotka o zaglu przypomina mi jak Krystyna Janda opowiadala, co powiedzial do niej pierwszy raz jej juz s. p. Maz: "Wchodzisz - blask, za tobą - ciemność." Moze tez sluchal Stonesow. :)
    "Have you seen her dressed in blue?
    See the sky in front of you
    And her face is like a sail
    Speck of white so fair and pale
    Have you seen a lady fairer?"

    I ten fragment tez fajny:
    "She shoots colors all around
    Like a sunset going down"

    OdpowiedzUsuń
  2. tak, drugi fragment cytowany przez Ciebie jest znakomity...takiego tekstu nie można sobie ułożyć/zaplanować, to musi być ten błysk i ta chwila...

    OdpowiedzUsuń
  3. Fota z ręki na miarę miszcza T.:P

    OdpowiedzUsuń
  4. to wielkie, usłyszeć coś takiego ;-P

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak, zdjecie jest, jakby to powiedziec, przednie? :)

    OdpowiedzUsuń