Takim przyjaznym głosem był Parkrun w sobotę, w tą
sobotę; -) Cykliczne odmawianie chłopakom z Tricity Ultra, a w szczególności
Tomkowi, który zdawał mi, co piątek pytanie: „jadę na parkruna, jedziesz?” Stawało
się powoli męczące. Przyszedł nawet czas, że nie musiałem mu odpowiadać, a
autor pytania nie miał pretensji, ze nie odpowiedziałem, taki życiowy komfort;
-) Układ dnia, wieczoru, nocy i poranka sprawił, że to ja napisałem do Tomka:
„Uważaj teraz. Kiedy będziesz?”
Swojego pierwszego Parkruna pobiegłem prawie równo 2
lata temu w Gdyni, dzień po meczu Polska-Grecja inaugurującym mistrzostwa Europy
w piłce nożnej. Był to mój drugi miesiąc biegania. Czas 31: 26, miejsce 37 -
ostatnie. Może nie byłbym ostatni, bo wiele czynników miało wpływ na moją
postawę, a w szczególności gol strzelony przez Lewandowskiego
i butelka Chianti na jego cześć; -) Było to 9 czerwca 2012 roku, po dwóch latach poprawiłem swoją parkrunową życiówkę o prawie 11 minut. Jest radość. I wiem, że są zapasy siły w nogach na szybsze kilometry, tylko nie wiem czy mam aż taką ochotę spinać się i łamać kolejne rekordy, czy to na 5 km czy 10 km czy nawet na dystansie półmaratonu czy maratonu, …ale wiem na pewno, że jak staję na starcie to w głowie mam czas, jaki jest do pobicia i dążę do tego podczas biegu żeby z każdym kilometrem był lepszy. Ciężko będzie w Gdyni 20stego, oj ciężko; -) Każdy start w zawodach podnosi adrenalinę i chęć złamania założonego czasu, ale na dzień dzisiejszy chęć przebycia coraz to dłuższych dystansów jest chyba większa niż łamanie życiówek. I niech tak zostanie na dzień dzisiejszy, a rekordy przychodzą niespodziewanie; -) A! I nie oznacza to, że następnego parkruna pobiegnę za dwa lata, aczkolwiek never say never;)
i butelka Chianti na jego cześć; -) Było to 9 czerwca 2012 roku, po dwóch latach poprawiłem swoją parkrunową życiówkę o prawie 11 minut. Jest radość. I wiem, że są zapasy siły w nogach na szybsze kilometry, tylko nie wiem czy mam aż taką ochotę spinać się i łamać kolejne rekordy, czy to na 5 km czy 10 km czy nawet na dystansie półmaratonu czy maratonu, …ale wiem na pewno, że jak staję na starcie to w głowie mam czas, jaki jest do pobicia i dążę do tego podczas biegu żeby z każdym kilometrem był lepszy. Ciężko będzie w Gdyni 20stego, oj ciężko; -) Każdy start w zawodach podnosi adrenalinę i chęć złamania założonego czasu, ale na dzień dzisiejszy chęć przebycia coraz to dłuższych dystansów jest chyba większa niż łamanie życiówek. I niech tak zostanie na dzień dzisiejszy, a rekordy przychodzą niespodziewanie; -) A! I nie oznacza to, że następnego parkruna pobiegnę za dwa lata, aczkolwiek never say never;)
Dziś za to Sylwia i Rio (dog runner;-)) pobili swoje życiówki. Złamali 10
km w godzinę (59min20sek) super! Gratulacje!
Rio dog runner... Czuje się jak w Alicji a krainy czarów.
OdpowiedzUsuń